wtorek, 11 listopada 2014

CANPOL BABIES - RECENZJA BUTELEK

Jakiś czas temu dostaliśmy zestaw butelek Canbol Babies do przetestowania.
Zacznę od tego, że F. zbuntował się przed piciem czegokolwiek, tylko cyc i cyc. Butelka - be! Kubek niekapek - be! Łyżeczka - fuj! Każda z nas jednak spotkała się z tym, że czasem trzeba wyjść gdzieś bez dziecka, czy to do lekarza, czy po prostu do sklepu po cukier, kiedy na zewnątrz pogoda nie dopisuje. I co wtedy? Otrzymane butelki okazały się zbawieniem. Po kilku próbach, udało się! F. łapie sam butelkę i pije, jak potrzebuje. Chociaż i tak większość czasu spędza na zabawie nimi :)

Trzy wielkości - 120 ml, 240 ml i 300. Wszystkie butelki posiadają system antykolkowy. U nas kolki skończyły się pół roku temu, ale wiem, że ten system bardzo ułatwia życie. Maleństwo nie zapowietrza się, przez co prawdopodobieństwo kolki minimalizuje się. U nas kolki były tylko do momentu przejścia na dietę bezlaktozową. 

Zacznę od tej, która najbardziej przypadła nam do gustu - 120 ml (3m+)
Buteleczka w kolorze czerwonym, idealna dla dziewczynki, bo z napisem "cherry girl". No i co z tego? F. ją lubi, bo jest mała i może ją złapać obiema rączkami, ba, nawet jedną się udaje. Ta butelka jest dla nas odpowiednia, ponieważ i tak F. nigdy nie wypije więcej niż 40 ml płynu w danym momencie, a wolę mu dolewać na bieżąco. Picie soku nie sprawia żadnego problemu, woda też ładnie płynie i F. nie krztusi się.


Następna butelka ma pojemność 240 ml (3m+)
Tej butelki użyłam, gdy czekała nas dłuższa podróż. Z butelki się nie leje, a to duży plus. Używanie jej w samochodzie nie sprawia problemu. F. daje radę utrzymać ją w rączkach, chociaż przechylanie jej już jest trudniejsze z racji większego rozmiaru, ale na to ma jeszcze czas :) Uważam, że jej pojemność jest idealna na spacer czy podróż. Przy zbliżających chłodach nie ma możliwości, żebym nakarmiła F. podczas spaceru na łonie natury, więc butelka sprawdzi się idealnie. Butla mieści się do standardowego termoopakowania, więc herbatka nie stygnie. 

I ostatnia butelka - 300 ml (12m+) 
F. ma 7 miesięcy, ale butelkę sprawdziłam w ten sposób - zrobiłam synkowi bardziej wodnistą kaszkę i butelka zdała egzamin. Kaszka szybko i sprawnie z niej zniknęła, bez żadnych komplikacji. Tę butelkę musiałam jednak trzymać, bo jest zdecydowanie za duża, jak na takiego szkraba, ale dla starszaka będzie idealna. 



Podsumowując:
Butelki Canpol babies polecę każdemu. System antykolkowy na plus, chociaż teraz chyba większość butelek jest w niego wyposażona. Smoczek kształtem zbliżony do piersi - super. Wygląd bardzo przyjemny, chociaż mogłyby być dostępne w dwóch wersjach w każdej wielkości - dla chłopca i dla dziewczynki. Osobiście nie widzę problemu w tym, że mój syn pije z butelki z napisem "cherry girl", on chyba nie zwraca na to w ogóle uwagi, ale ktoś może się doczepić, że nie będzie propagował gender ;)  Butelki wykonane są z największą dbałością, są porządne i myślę, że wytrzymają nawet intensywne użytkowanie. Polecamy (F. na pewno przyłącza się do tego stwierdzenia) butelki Canpol z czystym sumieniem. 
Każda mama wie, że jej dziecko jest wyjątkowe. Ale nie każda ma w domu "high need baby". Gdy  F. jeszcze harcował w brzuchu moja wizja macierzyństwa była całkiem inna. Bo "dzieci koleżanek". Moje drogie, unikajcie tego jak ognia! Dlaczego? Wszystkie przyjaciółki miały dzieci "na medal". Co to znaczy? Otóż według różnej maści teoretyków to dzieci, które na początku tylko jedzą i śpią. Takie naleśniki. Nie obrażając oczywiście żadnego maleństwa! Inaczej tego nazwać nie mogę, dzieciątko najedzone, przekładasz by zwiedzało świat, a ono spokojnie zapada w sen (samo!). Ba! Nie śniło mi się nic takiego, aczkolwiek, gdy urodził się F. przerósł wszystko. Na noworodkach był jedynym, który ciągle się gapił. Wszyscy mówili "przejdzie mu". Nie przeszło. Cieszę się, że od chwili narodzin jest ciekawski, aczkolwiek niekiedy ta jego ciekawskość przerasta moje siły. F. wymaga ciągłego bycia z nim. Nie ma, że sam się pobawi. Płacz, bo siedzę i czytam książkę, zamiast się bawić. Płacz, bo obieram ziemniaki do obiadu, zamiast odstawiać teatrzyk. Pomału uczę się łączenie obowiązków domowych z tańcami i harcami z F. Jest to niestety coraz trudniejsze, bo wszedł właśnie w okres "zacznę chodzić, a co". I nie ma, że boli, matka trzymaj mnie, bo ja chcę tam, albo nie, tu chcę, tam też jest fajnie.